Odwiedziny w dworku poetki.



Do codziennych moich obowišzków należało poobiednie czytanie pani Zofii prasy

Na tle dworku od prawej Stefania Kochanek w pelerynie poetki, Barbara Klingowa oraz Wojtek z psem.1956r.

codziennej, czasami kilku stron ksišżki i udział w dyskusji, do której przyłšczała się również pani Władzia. Nie były to moje najprzyjemniejsze czynnoœci, ale ze względu na szacunek dla Pań i domu, z wrodzonym mi posłuszeństwem, wykonywałem to zadanie. Wolałem zaprzyjaŸniać się z psem, oglšdać wozy strażackie garażujšce w budynku gospodarczym dworku, gonić po parku, czy próbować łowić ryby w pobliskiej Jasiołce. Aż wreszcie przyszła największa próba. Pod koniec tygodnia przyjechała ze stolicy grupa działaczy z Towarzystwa im. Marii Konopnickiej z nieznanš wczeœniej dla nas misjš. Na ten dzień pani Władzia wyprała mi białš koszulę, odprasowała białe niedzielne ubranko. Spotkanie poprzedzone skromnym poczęstunkiem odbyło się w pokoju jadalnym. Ja siedziałem obok Zofii Mickiewiczowej, taka była jej wola, na krzeœle z wysokim oparciem. Goœcie w liczbie około pięciu osób, siedzieli na krzesłach po drugiej stronie stołu. Podczas rozwijajšcej się rozmowy goœcie zaproponowali córce poetki aby stanęła na czele komitetu do sprawy sprowadzenia zwłok Marii Konopnickiej ze Lwowa do Polski. Pani Zofia Mickiewiczowa, po krótkim namyœle, powiedziała z oburzeniem..."Jak to z Polski do Polski", i zwróciła się do mnie o zdanie w tej sprawie. Ja powtórzyłem głoœno..."No właœnie z Polski do Polski to jakieœ nieporozumienie". Po tych słowach delegacja ze stolicy, bez słowa powstała i po skinieniu głowami na znak pożegnania, opuœciła dworek. Poczułem się wtedy bardzo ważnym.

Na zdjęciu od lewej Stefania Kochanek żona artysty, B. Klingowa z Żarnowca z dzieckiem, Zofia Mickiewiczowa oraz oœmioletni Wojtek syn artysty. 1956r.

Tutaj w tym domu i w tym parku powstał nie jeden utwór wielkiej poetki. Tu zrodziły się strofy poematu "Pan Balcer w Brazylii":


  

"Aż w chwilę z szczytu się rozjarza
Krwawa choršgiew nad trupem nędzarza,
Buchnšł tryumfu krzyk. Lud odkrył głowy
A jakby organ rozebrzmiał na sumie.
Z takš potęgš œpiew wzleciał wichrowy
I porwał z sobš, nakrył wszystko w tłumie.
... Powstań, łazarzu! ZasišdŸ złote trono,
Weż żezło w ręce, podnieœ je nad œwiatem!"
  
Wydaje się, że cały dworek rozbrzmiewa pieœniš z minionych lat,która jest jednak i dzisiaj żywa, nieprzemijajšca.

 
 
Wojciech Kochanek







[Strona główna]  [1]   [2]  [3]  [4]  [5]  [6]  [7]  [8]  [9]   [10]  [11]